Zawody “Marconiego” to jedne z zawodów VHF organizowanych przez IARU w ciągu roku. Przypadają zawsze na pierwszy (pełny) weekend listopada i trwają od 14:00 UTC w sobotę do 13:59 UTC w niedzielę.
Zasady są bardzo proste – tylko pasmo 2m, tylko telegrafia. Podczas łączności wymieniamy znaki, raporty, numer łączności oraz 6-znakowy lokator. Jeden kilometr udanej łączności to jeden punkt, bez żadnych mnożników. Gratka dla miłośników CW i UKFu!
MMC to wydarzenie unikatowe z kilku względów. Po pierwsze, aktywacja pasma. Dwa metry to nie dwadzieścia czy czterdzieści metrów, gdzie przez znakomitą większość doby na nasze CQ zawsze znajdzie się korespondent. Środek ciężkości aktywności VHFowej przesunął się mocno w strone FT8, więc możliwość spotkania setek stacji na paśmie, i to używających “klasycznej” metody modulacji, to nie lada gratka.
Specyfika pasma 2m sprawia, że podejście do zdobywania punktów jest zupełnie inne niż na falach krótkich. O ile na pasmach poniżej 30 MHz dominującą propagacją jest odbicie (tudzież ugięcie) jonosferyczne, umożliwiające łączność na dystansie tysięcy kilometrów, to na 144 MHz takiej opcji nie ma. Pracuje się wykorzystując rozproszenie troposferyczne, odbicia od samolotów, a przy odrobinie szczęścia także: dukty w troposferze, odbicia od warstwy sporadycznej (w terminie letnim, szanse na sporadyk w listopadzie są znikome), meteory oraz iono-scatter. Opcji jest wiele, a to czy będzie można z nich skorzystać zależy zarówno od naszych umiejętności i doświadczenia, jak i od możliwości sprzętowych.
Stacji startujących w zawodach w 2021 roku było niecałe 800, najlepsi są w stanie zrobić łączność z ponad pięcioma setkami. Daje to bardzo niską średnią w okolicy 20 QSO/godz. (dla big gunów, dużo dużo mniej dla “szaraków”), co pozwala lepiej przyłożyć się do każdej łaczności: umówić się, wyczekać na dobre warunki, zaplanować łączność, ocenić szanse na odbicie od samolotu. Nieocenionym narzędziem dającym możliwość komunikacji internetowej pomiędzy stacjami jest tutaj czat ON4KST.
Początkowo zamierzałem wystartować razem z zespołem SN7L z Góry Kamieńsk, ale niestety, wyjazd nie doszedł do skutku. Nie mając ochoty na opuszczenie tak ciekawego wydarzenia, zacząłem przygotowywać się do startu na własną rękę. Posiadam transceiver Kenwood TS-2000, który całkiem przyzwoicie sprawuje się na 2 m i oferuje pełne 100 W mocy w tym paśmie. Na terenie SP, szansa, że blisko nas znajdzie się inna stacja, która będzie nam przeszkadzać, jest dość minimalne – no chyba, że jesteśmy w górach.
Oprócz transceivera, przyda się też jakaś antena. Zdecydowałem się na Yagi o długości 5 elementów, jako kompromis pomiędzy zyskiem (prawie 10 dBi) a szerokością wiązki (około 50°) – nie mam rotora, nie mam też zamiaru ciągle wychodzić na zewnątrz, żeby obrócić antenę. Padło na projekt 5el yagi na 2m według DG7YBN.
Hartmut DG7YBN na swojej stronie zamieszcza projekty dla różnych grubości elementów i nośników, natomiast nie uwzględnił jednej z moich ulubionych metod budowania (krótkich!) anten Yagi, czyli elementów z drutu 3,2 mm na plastikowym nośniku, który w kontekście fal radiowych jest praktycznie “niewidzialny”, tzn. nie trzeba wydłużać elementów o współczynnik BC (boom correction), jak jest to konieczne przy użyciu aluminiowego (lub innego przewodzącego) boomu. Zaletą takiego montażu jest fakt, że komputerowa symulacja anteny powinna bardzo mocno przypominać parametrami rzeczywistą konstrukcję.
Pierwszym krokiem było przeliczenie wymiarów konstrukcji z rurek 8 mm na pręty 3,2 mm. Wykorzystałem do tego celu program który napisałem. Stopniowo zmniejszałem średnicę elementów, z każdą zmianą musiałem wydłużyć wszystkie elementy o podobną wartość, tak aby rezonans i parametry anteny pozostały takie same. Finalnie, musiałem minimalnie przemieścić dwa elementy, ale parametry anteny pozostały na jak najbardziej zadowalającym poziomie. Pozostało dociąć druty, wydrukować mocowania i wykonać puszkę do dipola: w zakupionej puszce instalacyjnej do kawałka laminatu przylutowałem dwa mosiężne wsady z kostek elektrycznych, nawinąłem choke balun (ok. 5 zwojów kabla semirigid UT-141), zamocowałem gniazdo typu “N” (z kawałkiem laminatu pod spodem, żeby usztywnić mocowanie – puszka jest dość miękka).
Boomem została rurka elektroinstalacyjna 22 mm, wszystkie elementy zostały zamocowane za pomocą fabrycznych obejm + niewielkich, wydrukowanych w 3D uchwytów. Całość stanowi lekką i łatwą w montażu konstrukcję, ale raczej do pracy dorywczej, niż do zostawienia na dachu na cały rok.
Antenę z TSem-2000 łaczyło ok. 13 metrów przyzwoitego przewodu H155, zapewniając ok. 1,5 dB tłumienia, co absolutnie nie było wyczuwalne. 100W dostarczane przez transceiver sprawiało, że korespondenci nie mieli większych problemów z czytaniem mojego sygnału.
Po 24h (bardzo mocno przerywanej) pracy, udało się skompletować 53 łączności, co uważam za bardzo dobry wynik. Szkoda, że aktywność w SP jest mimo wszystko dość niska w porównaniu do OK czy DL – powoduje to, że często trzeba korzystać z czatu ON4KST i prosić stacje, aby obróciły anteny w nasza stronę. Samodzielnie wykonana antena sprawowała się doskonale, wykazując bardzo kierunkową charakterystykę, praktycznie zerowy odbiór tyłem i bokami, za to wystarczająco szeroki główny listek promieniowania, żebym nie był zmuszony kręcić nią bez przerwy. Zaliczyłem 8 DXCC, 23 duże lokatory, a lista ODX prezentowała się bardzo dobrze – jak na stację single yagi ok. 10 m nad ziemią + 100W z (bardzo) płaskiej Wielkopolski.
W końcowej części zawodów, zamiast transceivera podłączyłem do anteny na 20 minut odbiornik AirSpy HF+ Discovery i nagrałem wycinek 192 kHz pasma (wokół częstotliwości ~144,100 MHz). Przeanalizowałem go później w programie Baudline i wybrałem co ciekawiej brzmiące sygnały za pomocą GNU Radio. Rezultat mojego działania umiesciłem na YouTube:
MMC to szalenie przyjemne zawody. W zeszłym roku z dipola w JO91 uzyskałem zaledwie 10 łączności, w tym roku już “na poważnie” – 53, a za rok mam nadzieję zdecydowanie przebić tą ilość. Do usłyszenia!