Informacje składkowe – 2024

Składki klubowe na rok 2024 można opłacać na numerem konta:

84 1140 2004 0000 3502 7494 2196

W tytule wpłaty proszę o podanie znaku i okresu jakiego dotyczy składka, miesięcznie (10 zł) lub rocznie (120 zł). Wpłaty służą zaspokojeniu bieżących potrzeb klubu (np. opłat za internet) jak i konserwacji/okresowej modernizacji sprzętu będącego na wyposażeniu klubu.

Posted in Bez kategorii | Comments Off on Informacje składkowe – 2024

Harmonogram sesji egzaminacyjnych w służbie amatorskiej – 2024

Na stronie Urzędu Komunikacji Elektronicznej pojawił się niedawno komunikat w którym zamieszczona jest lista egzaminów na świadectwo operatora urządzeń radiowych w służbie radiokomunikacyjnej amatorskiej na 2024 rok – zwane potocznie “egzaminem krótkofalarskim”.

Poniżej prezentuję terminy egzaminów, które odbędą się delegaturze UKE w Poznaniu, przy ulicy Kasprzaka 54:

  • 19 stycznia, godzina 12:00
  • 2 lutego, godzina 12:00
  • 9 lutego, godzina 12:00
  • 15 marca, godzina 12:00
  • 12 kwietnia, godzina 12:00
  • 19 kwietnia, godzina 12:00
  • 10 maja, godzina 12:00
  • 7 czerwca, godzina 12:00
  • 6 września, godzina 12:00
  • 11 października, godzina 12:00
  • 25 października, godzina 12:00
  • 8 listopada, godzina 12:00
  • 6 grudnia, godzina 12:00

Uwaga: Powyższe terminy zawsze warto zweryfikować z komunikatem źródłowym na stronie UKE.

Posted in Bez kategorii | Comments Off on Harmonogram sesji egzaminacyjnych w służbie amatorskiej – 2024

Kilka słów o J-Pole

Jak to mówią starzy krótkofalowcy, jak nie masz co zrobić – to zrób sobie antenę. Można się do tego stwierdzenia przychylić – samodzielne zrobienie transceivera to zadanie z jednej strony wymagające sporej wiedzy o elektronice; z drugiej, nawet składając gotowy kit – bardzo czasochłonne. Zrobienie anteny, czy to na KF, czy UKF, to satysfakcjonujące osiągnięcie, które można upchnąć w pojedyncze popołudnie. Łatwo też o sprzęt pomiarowy – VNA za 200 zł spokojnie wystarczy do zmierzenia większości rzeczy.

Więc gdy krótkolowiec, młody bądź stary, zrobi już swój dipol na 2m, vertical na 70 cm i endfeda na KF, zaczyna się zastanawiać gdzie można pójść dalej i co zrobić lepiej – jak zrobić lepszą antenę, tzn. taką która lepiej nadaje i odbiera.

Na KF, będąc ograniczonym lokalowo, szybko można dotrzeć do szklanego sufitu – druty lubią być wysoko nad ziemią i w otwartej przestrzeni, sąsiedzi i współdomownicy nie lubią takich drutów. O dodatnie wartości dBd łatwiej jest na UKF-ie.

Anteny typu Yagi-uda są dobrym wyborem, bo są a) wykonalne b) powtarzalne c) przez ostatnie kilkadziesiąt lat sporo mądrych umysłów przetarło szlaki na tyle, że nie trzeba samemu zastanawiać się jak daleko umieścić pierwszy direktor od dipola. Są natomiast o tyle złym wyborem, że mają zysk, ale ściśle kierunkowy, tzn. potrzebujemy rotora. A my chcemy gadać na dwóch metrach, w FM, ze wszystkimi – bez kręcenia.

Skoro nie antena kierunkowa, to może antena dookólna z zyskiem (czyli.. też kierunkowa, bo zysk nie bierze się z nikąd, a tylko z tego, że z jednych kierunków trzeba zabrać, żeby móc dać w innych). Najpopularniejsze pionowe anteny UKF to zdecydowanie seria “X” firmy Diamond oraz odpowiedniki od firm Comet, Lafayette i innych. Są to anteny kolinearne, wykorzystujące kilka elementów promieniujących zasilanych z odpowiednimi przesunięciami fazowymi – odpowiednik umieszczenia dwóch lub więcej dipoli jeden nad drugim. Samodzielne opracowanie i wykonanie takiej anteny w warunkach domowych jest niesamowicie ciężkie, a w przypadku anteny dwupasmowej – prawie niemożliwe. Każda cewka i kondensator w takiej antenie jest elementem krytycznym, który determinuje przesunięcia fazowe na poszczególnych elementach, a tym samym ukształtowanie wiązki promieniowania – i jest to parametr, którego pomiar w warunkach amatorskich jest praktycznie niemożliwy. Należałoby dysponować komorą bezechową i odpowiednią (ruchomą) sondą. Bez tego.. duże otwarte pole, wysoki maszt i …dron z sondą w.cz.? Można próbować pójść przetartym szlakiem i budować amatorskie klony konstrukcji fabrycznych – wielu kolegów z sukcesem powieliło “Diamondy” a w internecie krążą instrukcje. Jest to natomiast praca wymagająca dużej dokładności i prezycji, a rezultaty są ciężko mierzalne – SWR w żaden sposób nie informuje nas o tym czy taka antena pracuje poprawnie.

No więc, wracając do tytułowego J-pole czyli “jotki” albo “dżej-połla”. Po zrobieniu swojego verticala 1/4 fali, człowiek naturalnie chce mieć dłuższą (czyli, w teorii, lepszą) antenę. Fazowane, jak opisano wyżej, są za trudne, dipol – z kolei za prosty. To może J-pole!

Rozważania prowadzimy dla pasma 2 metry – 145 MHz. Jotka dla tego pasma ma długość ok. 1,5 metra i wyglądem przypomina – tak, dokładnie – literkę wielkie “J”. Mamy więc promiennik o długości metra, sekcję dopasowującą (dwa równoległe druty), do której na dole lutujemy zasilający kabel koncentryczny, oraz zwarcie – co początkowo może wyglądać niedorzecznie – bo jak to, zwarcie w antenie – ale nie jest niczym strasznym. Obraz będzie tu lepszy niż tysiąc słów (zrzut ekranu z kalkulatora J-pole wg. M0UKD):

Dywagując dalej – jak działa taka antena? Krótkofalowiec po egzaminie instynktownie rozumie (a przynajmniej powinien), rozumieć ideę tego jak działa dipol półfalowy czy np. vertical (który elektrycznie też jest dipolem). Zasadniczo, jak ilustrują świetne animacje na anglojęzycznej wikipedii, chodzi o to żeby przepychać elektrony w przewodniku, wytwarzając w ten sposób zmienne pole elektromagnetyczne.

Nieinaczej działa nasz J-pole. Górna sekcja o długości jednego metra, nazwijmy ją roboczo promiennikiem, jest niczym innym jak… dipolem. Ale jak to – przecież dipol to dwa druty zasilane w środku..? W najbardziej klasycznej formie – tak, ale nic nie stoi na przeszkodzie (a na falach krótkich sytuacja lokalowa czasem wręcz tego wymaga), żeby dipol zasilić trochę poza jego geometrycznym środkiem, czyli: jedno ramię dłuższe, jedno krótsze.

Takie coś nazywa się zwyczajowo anteną OCFD – off center fed dipole, czyli po naszemu: dipol zasilany poza środkiem. Przyjmuje się, że zasilany w środku dipol, umieszczony w wolnej przestrzeni, ma impedancję 75 Ohm. Im bardziej przesuwamy punkt zasilania w stronę końca (tudzież początku) anteny, tym bardziej impedancja wzrasta, aż do momentu gdzie punkt zasilania znajdzie się na samym końcu anteny. Mamy wtedy zasilany na końcu, półfalowy kawałek drutu, czyli hit wielu ostatnich lat – endfeda. Realna impedancja takiej anteny to około 1800 do 5000 Ohm.

Oczywiście jeśli taka antena ma działać z transceiverem o impedancji 50 Ohm, należy ją odpowiednio przetransformować. Na KF, najpopularniejszy sposób dopasowania to szerokopasmowy transformator nawinięty na rdzeniu toroidalnym, o przekładni 49:1 lub 64:1, co zamienia zakres 1800-5000 Ohm, na, odpowiednio 36-102 lub 28-78 Ohm, czyli SWR poniżej 2:1. Taki współczynnik fali stojącej pozwala na spokojne nadawania bez obaw o końcówkę mocy.

Sprawa dopasowania jest nieco trudniejsza dla pasm takich jak 2 metry i wyżej – rdzenie z popularnych materiałów nie działają przy tak wysokich częstotliwościach, więc żeby dopasować ~3000 Ohm do ~50 Ohm, należy skorzystać z innej metody. Na ratunek przychodzi transformator ćwierćfalowy, czyli odcinek linii transmisyjnej (np. kabla koncentrycznego) o długości elektrycznej 1/4 fali. Elektrycznej, czyli uwzględniającej współczynnik skrócenia – ćwierć fali dla pasma 2 m to 50 cm, ale po uwzględnieniu skrócenia, dla przykładowego kabla H155 będzie to 0.81 * 50 cm = ~40,5 cm.

Przekładnia transformatora nawiniętego na rdzeniu, zależy od kwadratu stosunku ilości zwojów, tzn. stosunek 7:1 daje nam przełożenie 49:1, a 8:1 – 64:1. Linie ćwierćfalowe działają troche inaczej – aby obliczyć impedancję potrzebnego odcinka linii transmisyjnej, musimy pomnożyć przez siebie wartości impedancji które chcemy dopasować, czyli 3000 i 50 Ohm, po czym wyciągnąć z tego pierwiastek. Kalkulator potwierdza – żeby przetransformować 3000 Ohm na 50 (i odwrotnie), należy wziąć kawałek linii o impedancji 387,3 Ohm.

Pan w sklepie z kablami zapytany o taki koncentryk najprawdopodobniej odpowie, że ma tylko 50 i 75 Ohm na stanie, a na zamówienie może dałoby się dostać 100. Jeśli pan w sklepie legitymuje się siwizną, to możliwe że wspomni o płaskich kablach TV o impedancji 300 Ohm, zbudowanych z dwóch równoległych przewodów (żył miedzianych) zatopionych we wspólnej izolacji. Taka impedancja jest (w praktyce) nieosiągalna dla kabli koncentrycznych – kabel musiałby (wg. kalkulatora) mieć kilkadziesiąt cm średnicy i żyłę 0,5 mm w środku.

Skorzystajmy z innego kalkulatora aby obliczyć jak powinna wyglądać linia o potrzebnej nam impedancji 387 Ohm.

Aby uzyskać taką wartość, wystarczą dwa druty miedziane o średnicy 1 mm, umieszczone 26 mm od siebie. Jednostki są opcjonalne, możemy więc użyć rurek 1 cm i umieścić je 26 cm od siebie. Tak czy siak, czy taka linia wam coś przypomina? No tak – dolną, “dopasowującą” sekcję anteny J-pole. Bogatsi o spisaną powyżej wiedzę, wrzućmy nasze dane w program SimSmith, który pozwala symulować na wykresie Smitha różne rodzaje dopasowań:

Aplikacja jest dość skomplikowana, ale interesuje nas tylko kilka rzeczy na powyższym zrzucie. Idąc od lewej, różowy element “L” (load) udaje antenę o impedancji 3000 Ohm. Zielona linia transmisyjna “T1” o długości 46.5 cm i impedancji 387 Ohm to transformator, a “G” to nasze źródło sygnału 145 MHz, które po transformacji widzi SWR na poziomie 1.03:1 – całkiem przyzwoity. Tak prezentuje się wykres Smitha:

Wprawne oko zauważy, że w symulacji pominęliśmy jeden mały detal, a mianowicie zwarcie na “dole” anteny. Symulacja pokazuje, że da się dopasować 3000 do 50 Ohm za pomocą (tylko i wyłącznie) linii ~387 Ohm, ale co w przypadku kiedy mamy do dyspozycji tylko linię o niższej impedancji? Oto przykładowe symulacje prób dopasowania liniami 300 i 500 Ohm:

W obydwu przypadkach uzyskujemy SWR który jest niezły, bo poniżej 2:1, ale jednak nie jest to idealne dopasowanie. Spróbujmy więc użyć krótszej linii 300 Ohm i zwarcia na dole, które zasymulujemy jako zwarty odcinek lini transmisyjnej o tej samej impedancji 300 Ohm:

Taka kombinacja dwóch elementów dopasowujących pozwala nam na uzyskanie SWR 1:1 z wykorzystaniem linii 300 Ohm – T1 jest skrócony w stosunku do poprzednich zrzutów kosztem wydłużenia T2 – odpowiednio 44 i 6.25 cm.

Niestety, dla impedancji wejściowej na poziomie 3000 Ohm, nie udało mi się uzyskać dopasowania 1:1 stosując linie o impedancji powyżej wyliczonej wartości 387 Ohm. “Różowe kółko” na wykresie Smitha zawsze kończy się po “prawej” stronie, i “zielone” zwarcie nie jest w stanie zbliżyć się wtedy do środka wykresu. Należy więc mieć na uwadze, że wykorzystując sekcję dopasowującą o wysokiej impedancji (>400 Ohm), możemy skończyć z anteną, której nie da się dopasować. Nie udało się mi na symulatorze, ale M0UKD twierdzi, że można do budowy użyć kabla 450 Ohm. Symulacja z wykorzystaniem wyidealizowanych elementów niekoniecznie musi odpowiadać rzeczywistości – warto więc eksperymentować.

Ciężko przedstawić powyższe zmagania opisowo, polecam więc samodzielnie uruchomić program SimSmith i spróbować zreplikować przedstawiony układ. Wszystkie parametry, jak np. długość linii można modyfikować za pomocą rolki myszy, a wykres jest aktualizowany na żywo, co pozwala na intuicyjne tworzenie dopasowań i obserwację jak dany element zmienia pracę całości.

Należy pamiętać, że uzyskanie dobrego dopasowania do 50 Ohm, czyli SWR 1:1, nie oznacza, że mamy antenę idealną. Podejmując się budowy, chcieliśmy uzyskać lepszą antenę, ale finalnie uzyskaliśmy… dipol, z dodatkową sekcją dopasowującą, która też promieniuje, dodając odrobinę zysku – wg. wikipedii będzie to ok. 0,1 dB zysku więcej niż dipol półfalowy.

Inne artykuły, uwzględniające wpływ ziemi, wykazują nieznaczą przewagę J-pole nad klasycznym verticalem/dipolem, ale w dużej mierze wynika to z faktu, że szczyt promieniującego elementu znajduje się wyżej nad ziemią; podobny zysk możnaby więc uzyskać umieszczając szczyt verticala/dipola w tym samym miejscu.

W8JI przeprowadził dość obszerną analizę symulacyjną działania anteny J-pole (w odróżnieniu od mojej, skupiającej się tylko i wyłącznie na analizie dopasowania). Artykuł wart jest przeczytania w całości. Autor podkreśla jak wiele zmiennych wpływa na pracę takiej anteny: sposób i symetria podłączenia zasilania, średnica i długość masztu, sposób poprowadzenia kabla koncentrycznego i w sumie co dość oczywiste – średnica i odstęp między elementami samej anteny.

Istotnym problemem jest także powstawanie prądu asymetrii – J-pole to antena niesymetryczna (półfalowy element zasilany od końca), z symetryczną sekcją dopasowującą, zasilana niesymetrycznym kablem koncentrycznym – przepis na katastrofę. Aby uniknąć pojawiania się silnych sygnałów w. cz. na oplocie kabla, W8JI sugeruje dodanie przeciwwag, a inni autorzy – co najmniej choke baluna.

Czy warto więc budować antenę J-pole, by finalnie uzyskać antenę bardziej skomplikowaną niż dipol, nielepszą niż dipol, problematyczną w symetryzacji i z dość nieprzewidywalną charakterystyką kierunkową? W teorii – nie, w praktyce natomiast, każda konstrukcja amatorska daje twórcy bezcenne doświadczenie – nawet nieudana. Zaletą J-pole jest prostota konstrukcyjna – zrobienie “J” z drutu miedzianego 2.5 mm², przylutowanie koncentryka (pod odpowiedni SWR) i umieszczenie całości w rurce PCV jest jeszcze prostsze niż budowa verticala z przeciwwagami, a następnie próby zabezpieczenia całości przed działaniem wody. Nawet jeśli pojawią się problemy z w. cz. czy zyskiem innym niż oczekiwany, to pamiętać trzeba, że słaba antena jest lepsza niż brak anteny. W kategorii dookólnych anten pionowych warto natomiast rozważyć konstrukcję anteny T2LT tudzież “flowerpot” – zwykły dipol, ale zasilany na końcu i niewymagający przeciwwag, aczkolwiek przez swoją “dipolowość”, SWR będzie raczej bliższy 1.5:1, nie żeby miało to komuś czy czemuś zaszkodzić…

Jako ciekawostka – antenę J-pole da się zbudować wykorzystując kabel koncentryczny 50-ohm jako sekcję dopasowującą, ale takie dopasowanie jest bardzo wąskopasmowe (SWR >2.5:1 na końcach pasma 2m) i wrażliwe na dokładność wykonania, jak i czynniki zewnętrzne.

73 ES MERRY XMAS ES HNY2T24 DE SQ3SWF E E

Posted in Bez kategorii | Comments Off on Kilka słów o J-Pole

SYN115 jako nadajnik ARDF (fox) na pasmo 70 cm

DIY

Proste i tanie nadajniki radiowe mają sporo zalet, jak np. niski stopień złożoności oraz rozsądne koszty zakupu. (…) Ostatnimi czasy eksperymentowałem z samodzielnie wykonanymi nadajnikami na 2 metry, będącymi niczym innym jak oscylatorem na kwarcach 48 MHz w układzie Pierce’a:

Banalnie prosty układ – mikrokontroler pozwala na uzyskanie prymitywnej modulacji FM/AM, włączając lub wyłączając nadajnik odpowiednio często. Kondensator w szeregu z rezonatorem kwarcowym pozwala podjechać kilka kHz w górę z częstotliwością, ale nie za mocno – overtonowy kwarc niechętnie zmienia swoją fabryczną częstotliwość pracy. Moc na wyjściu to niecałe -20 dBm na interesującym nas paśmie UKF – więcej na 48 MHz. Pobór prądu to ok. 2-3 miliampery. Z anteną typu dipol, taki nadajnik słychać w płaskim, lekko zalesionym terenie na ok. 300 m, słuchając na ręczniaku z małą anteną. Napięcie zasilania – od 2 do kilkudziesięciu V.

Podstawowe wady w/w układu, to brak możliwości regulacji częstotliwości w sensownym zakresie oraz niewielka moc. Przeprojektowując układ na oscylator Collpittsa i stosując lepszy tranzystor, dodając obwody pasmowe, pewnie dałoby się uzyskać lepszą elastyczność strojenia, większą moc i sprawność – kosztem złożoności konstrukcji. W Internecie nie ma zbyt wiele źródeł inspiracji, a proces eksperymentatorski jest dość powolny. Podobne układy tworzone są często przez… biologów – którzy wykorzystują je do śledzenia zwierząt, ale brakuje im solidnej, inżynierskiej ręki osoby dobrze zaznajomionej z technikami konstrukcji w. cz.

BUY

Klubowy kolega SQ3NIK podesłał mi link do ciekawych modułów nadawczych na pasmo ISM 433 MHz, wykorzystujących układ scalony SYN115.

W odróżnieniu od “klasycznych” nadajników ISM, tutaj od razu w oczy rzuca się oscylator kwarcowy o częstotliwości 13,56 MHz. Większość modułów ISM, które spotykałem do tej pory, zbudowana była na “pastylkowym” oscylatorze, który cechował się bardzo słabą stabilnością, jak i totalnym brakiem możliwości przestrajania. Ten układ jest niczym innym jak powielaczem częstotliwości *32 (13,56 * 32 = 433,92) wykorzystującym PLL. Niewątpliwą zaletą jest koszt – ok. 2 PLN za sztukę, tj. całą płytkę, odpowiadającą przykładowej aplikacji układu SYN115 z noty katalogowej.

Pierwszą rzeczą którą zrobiłem po otrzymaniu płytek, było sprawdzenie możliwości przestrajania. Odlutowałem jedną nogę kwarcu i w szereg z nią podłączyłem trymer – okazało się, że bez problemu mogę odstroić urządzenie z fabrycznej częstotliwości 433,960 MHz aż do 434,250 – prawie 300 kHz! Odpowiednio zmniejszając pojemność da się uzyskać jeszcze większą zmianę, aż do ok. 0,5 MHz.

Niemiłym zaskoczeniem była natomiast moc wyjściowa. Widząc pobór prądu w okolicach 12-14 mA, spodziewałem się, że układ da na wyjściu moc zbliżoną do tego co jest napisane w PDFie, czyli ~10 mW (+10 dBm). Niestety, trzy zmierzone sztuki na wyjściu produkowały tylko -10 dBm (0,1 mW), sto razy mniej niż oczekiwałem. Sprawność na poziomie 0,3% to także nie jest rewelacja. Tymbardziej dla urządzenia, które ma być zasilane bateryjnie i zostawione w jakiejś lokalizacji terenowej, żeby ktoś wyposażony w kierunkową antenę mógł je znaleźć.

Pierwsze próby ustalenia “o co chodzi” zacząłem od wylutowania elementów L/C służących za dopasowanie/filtr i obejrzenia wyjścia za pomocą analizatora widma. Okazało się, że bez filtra, na wyjściu udało się uzyskać +5 dBm, czyli 3 miliwaty. Zmiana o 15 dB, w teorii (czyli: w pustej przestrzeni) powinna zwiększyć zasięg ponad pięciokrotnie. Dokładniejsza analiza wykazała, że wartości elementów tworzących filtr w nocie katalogowej nie są przewidziane dla wyjścia 50 Ohm, ale dla małej anteny w postaci ścieżki na PCB.

Pozbycie się filtru, oprócz zwiększenia mocy na pożądanej częstotliwości, zwiększyło też emisję harmonicznych – sygnały na 868 i 1296 MHz zbliżają się do -10 dBm, czyli tylko ~-15 dBc.

Układ SYN115 przewidziany jest do pracy w “europejskim” paśmie ISM 433, jak i w amerykańskim odpowiedniku na 315 MHz. Podmieniając kwarc z 13,56 na 13,5 MHz, układ ochoczo pracuje na 432 MHz. Częstotliwość można zwiększać, umieszczając (coraz to mniejszą) pojemność w szeregu z kwarcem, aż do ok. 432,500 – choć wtedy układ staje się dość czuły na otoczenie, a indukcyjności wyprowadzeń elementów zaczynają odgrywać widoczną rolę.

Sterowanie częstotliwością za pomocą pojemności można wykorzystać do zrealizowania prostego modulatora FM. Elementem zmiennej pojemności może być np. dioda krzemowa – popularna 1N4001. Pojemność złącza P-N jest zależna od przyłożonego do diody napięcia:

Włączając taką diodę w szereg z rezonatorem kwarcowym, możemy wykorzystać ją jako przestrajaną pojemność:

Układ jest banalnie prosty, ale działa – pozwala na przykład na realizację transmisji SSTV, podając audio z komputera. Działa.

Nie można wymagać przesadnie wiele od gotowego urządzenia kosztującego mniej niż puszka słodzonej, gazowanej wody, ale warto pamiętać o kilku podstawowych wadach i ograniczeniach:

  • niska sprawność energetyczna – jeśli chcielibyśmy wykorzystać SYN115 jako nadajnik ARDF, to należy zapewnić mu sensowne źródło energii, gdyż niestety, zamiana prądu DC na RF odbywa się z bardzo niewielką sprawnością
  • emisja harmonicznych – na poziomie -10 dBm, warto zadbać o dodatkowy filtr – dla przyzwoitości, bo jednak przy tak małej mocy, szansa na zakłócenie czegokolwiek jest dość nikła, ale nie zerowa, plus – nie można i nie wypada
  • moim zdaniem największa wada – szum fazowy; układ oprócz generowania fali nośnej, generuje też szerokopasmową górkę szumu, o mocy ok. -30 dBc rozciągającą się wokół częstotliwości środkowej

Producent twierdzi, że wartości szumu fazowego powinny być lepsze niż -70 dBc w odległości 100 kHz i -80 dBc dla 1000 MHz, ale jak widać, to nie pierwszy raz kiedy datasheet ma mało wpsólnego z rzeczywistością. Nie podejrzewam reszty układu (oprócz samego scalaka) o wytwarzanie tak spektakulatnej górki szumu, bo tam nie ma zbytnio jak i czego zepsuć.

W praktyce i prostymi słowami: układ, oprócz pożądanego sygnału, generuje też szerokopasmowe zakłócenia o mocy o pięć eSów niższej, powodując zakłócenia dla innych użytkowników eteru. Z tego powodu, nie zalecam umieszczania nadajników zbudowanych w oparciu o SYN115 w wysokich lokalizacjach ani stosowania dobrych anten – szczególnie, jeśli zamierzamy nadawać sygnał o wysokim współczynniku wypełnienia.

Do małego nadajnika zawieszonego na drzewie – nada się w sam raz, tymbardziej, że rozmieszczenie kilku sztuk na sąsiednich kanałach to kwestia tylko dobrania kilku kondensatorów. Praktyczne testy SYN115 ogołoconego z filtra wyjściowego, z anteną 1/4 lambda na parapecie pierwszego piętra, modulowanego on/off, dały odbiór na dystansie ponad 1000 metrów, bez widoczności optycznej – za to z kilkoma solidnymi, 5-piętrowymi blokami po drodze, tak więc +5 dBm ~= 3 mW to wystarczająca moc do zabawy w szukanie nadajnika na ograniczonym terenie.

73 / SQ3SWF

Posted in Bez kategorii | Comments Off on SYN115 jako nadajnik ARDF (fox) na pasmo 70 cm

Dziś w klubie…!

Frekwencja dopisała, szkoda że frekwencje (ang. frequency) radiowe w naszym klubowym QTH są ostatnio bardzo hałaśliwe. QRM skutecznie utrudnia (ale bynajmniej nie uniemożliwia) nawiązywanie łączności dalekosiężnych.

Oprócz miliona tematów dyskusyjnych, na stole radiowym można było obejrzeć, dotknąć, sprawdzić, posmak.. nie, aż tak to nie. Yaesu FTM-500DE, czyli japońską nowość na 2/70, z prawdziwym podwójnym VFO, repeaterem crossband, podwójnym głośnikiem (z regulacją fazy audio), odpinanym panelem, odbiorem airbandu, APRS, GPS, C4FM, WIRES-X (z którego ponoć ktoś kiedyś skorzystał) – no po prostu wszystko, co może mieć radio UKF.

Oprócz tego, dzielny kurier (na “I”) dostarczył do mnie 10 zamawianych płytek AIOC (tnx SP5CMD), czyli interfejsu USB-audio dla ręczniaków, opartego o STM32. Na miejscu przylutowałem złącza jack (3,5 oraz 2,5 mm) do wszystkich płytek i zaprogramowałem je domyślnym firmwarem. Pierwsze przemyślenia odnośnie tego urządzenia opisałem na GitHubie.

Posted in Bez kategorii | Comments Off on Dziś w klubie…!

ICOM HM-56 / HM-56A – naprawa mikrofonu (microphone fix)

Od jednego z klubowych kolegów nabyłem niedawno transceiver UKF Icom IC-3220H. Fajny sprzęt, nienajgorszy odbiornik (jak na radio po trzydziestce), 36 pamięci, skaner, prawdziwy full-duplex.

Niestety, wyszedł jeden problem – radio sporadycznie zaczynało samoistnie nadawać. Sytuacja ustępowała po odłączeniu mikrofonu, łatwo więc wydedukować, że źródło problemu znajdowało się gdzieś pomiędzy 8-pinowym gniazdem, a ustami operatora.

Najgorszy rodzaj problemu to taki, który występuje sporadycznie. Pierwszy winowajca, czyli wtyczka mikrofonu, został rozebrany, sprawdzony i wykluczony – brak zwarć, luty w porządku, szukamy dalej.

Po rozkręceniu (wyposażonego we własny procesor do nadawania DTMF) mikrofonu, moim oczom ukazała się płytka, na której jeden z kondensatorów elektrolitycznych (C7), brzydko mówiąc, wykitował, zabierając ze sobą rezystor R14:

Przed wymianą – wizualnie uszkodzony C7 i rezystor R14 (prawy górny róg)

Po konstulacji z doktorem Google, okazało się, że problem jest znany i nawet producent wydał w roku 2004 stosowne oświadczenie w swoim biuletynie technicznym, co prawda używając dość dziwnych jednostek – mf (milifarady?!).

W serwisie eBay można za kwotę ok. $30 zakupić kit pasujących kodensatorów do wymiany:

Nie lubię płacić 24 zł za jeden kondensator, zastąpiłem więc elektrolity kondensatorami ceramicznymi o pasujących wartościach, 22 uF zastępując parą 2x 10 uF równolegle. Wymieniłem też skorodowany rezystor R14 (470 kOhm).

Tak prezentuje się płytka po wlutowaniu nowych elementów i lekkim wyczyszczeniu:

Po takim zabiegu radio nadaje tak jak powinno, tzn. wtedy i tylko wtedy, kiedy operator używa przycisku PTT. Z tego co moje (obdarzone tylko *podstawowym słuchem muzycznym) ucho odbiera, różnicy w wychodzącym audio nie ma, aczkolwiek rzut oka na schemat mikrofonu pokazuje, że te kondensatory mają udział głównie w generowaniu tonów DTMF – na czym mi osobiście mało zależy.

Kondensatory elektrolityczne to niestety zmora starej elektroniki, a cieknący z nich elektrolit potrafi uszkodzić inne pobliskie elementy, jak i samą płytkę drukowaną.

/ de SQ3SWF

* podstawowy słuch muzyczny – rozróżnia kiedy grają, a kiedy nie.

Posted in Bez kategorii | Comments Off on ICOM HM-56 / HM-56A – naprawa mikrofonu (microphone fix)

Inżynieria wsteczna AVR, część druga

Beacony na 3 cm i 23 cm nauczyły się już piszczeć nowym znakiem i lokatorem, na placu boju pozostała tylko radiolatarnia na pasmo 13 cm (2,3 GHz). W trakcie dzisiejszego spotkania w klubie, z Pavlem SP3MC przystąpiliśmy do działania.

Sprawa była, a przynajmniej wydawała się być bardziej skomplikowana – mikrokontroler w tym beaconie sterował syntezerem częstotliwości na układzie LMX2320, a nie tylko “kluczował” stopień mocy.

Początek był standardowy – identyfikacja połączeń pomiędzy pinami attiny2313 a złączem goldpin, wpinka programatorem USBasp, odczyt flasha za pomocą avrdude.

Pierwszy, oczywisty rzut oka niestety nie ujawnił żadnych stringów w dumpie. Wytoczyliśmy więc cięższą artylerię w postaci avr-objdump i Ghidry.

Ważną rzeczą było dla nas ustalenie czy kluczowanie CW odbywa się za pomocą sterowania syntezą, czy też jest realizowane na końcówce mocy. Rzut oka na PCB uwidocznił idący do sekcji PA przewód oznaczony jako “PTT”. Za pomocą woltomierza ustawionego w tryb pomiaru przejścia (beeep) szybko ustaliliśmy, że kluczowanie jest realizowane w “analogowy” sposób. Uf!

Analizując zdeasemblowany kod, przez dłuższą chwilę gapiliśmy się na tą sekcję. Jeśli coś miało realizować nadawanie, to musiał być ten fragment, ale w żaden prosty i logiczny sposób nie mogliśmy przełożyć tych instrukcji na CW.

Małym przełomem (z perspektywy czasu aż ciężko uwierzyć że nie wpadliśmy na to od razu) było odkrycie, że cała pierwsza sekcja (0x142 - 0x16c) powtarza się dokładnie od adresu 0x172. Z pewnością jest to fragment odpowiedzialny za nadawanie znaku, a dwie identyczne sekcje rcall niżej – lokatora.

Pozostało rozebrać więc fragment nadający znak na części pierwsze. Wołanych jest 21 funkcji, co jak bardzo dobrze zauważyl Pavel, zgadza się z ilością symboli (kropek i kresek) w telegraficznej reprezentacji ciągu “SR3YOR”. Tak czy siak, telegrafia ma dwa symbole, a wołane są cztery funkcje…

0x228 (A)   .
0x228 (A)   .
0x254 (B)   .
0x228 (A)   .
0x23e (C)   _
0x254 (B)   .
0x228 (A)   .
0x228 (A)   .
0x228 (A)   .
0x23e (C)   _
0x26a (D)   _
0x23e (C)   _
0x228 (A)   .
0x23e (C)   _
0x26a (D)   _
0x23e (C)   _
0x23e (C)   _
0x26a (D)   _
0x228 (A)   .
0x23e (C)   _
0x254 (B)   .

Po rozpisaniu kropek i kresek obok wywołań funkcji szybko staje się widoczne, że funkcja “A” (0x228) nadaje kropkę, a “B” (0x254) kropkę i przerwę pomiędzy literami, analogicznie działają funkcje “C” i “D” dla kresek.

Bogatsi o tą wiedzę (i zaskoczeni pomysłowością autora kodu) przystąpiliśmy do modyfikacji kodu za pomocą hexedytora. Należało zmienić wartości skoków dla instrukcji rcall, tak aby litery w lokatorze układały się w nową wartość. Nie jest to czynność odkrywcza, a wskazówki dostarczane przez avr-objdump wystarczą aby szybko wyliczyć nowe wartości. Przykładowo, spójrzmy na instrukcję:

 15c:   65 d0           rcall   .+202           ;  0x228

Znajduje się ona w pamięci pod adresem 15c, skąd skaczemy pod adres 0x228, czyli:

>>> hex((0x228 - 0x15c)//2)
'0x66'

Uzyskaną wartość 0x66 należy pomniejszyć o jeden i uzyskujemy naszą pożądaną instrukcję maszynową: 65 d0.

Chcąc skoczyć spod tego samego adresu (15c) w inne miejsce, np. 26a, należy obliczyć offset, tak samo jak wyżej:

>>> hex((0x26a - 0x15c)//2-1)
'0x86'

Zamieniamy więc 65 d0 na 86 d0 i pięknie – wywołanie funkcji nadającej kropkę zamieniło się w wywołanie funkcji kreska-z-pauzą. Przy edycji plików HEX należy pamiętać o przeliczeniu checksum na końcu każdej linii. Po zaprogramowaniu procesora zmienionym wsadem zaczął on, oczywiście, nadawać nowy lokator.

/de SQ3SWF

Posted in Bez kategorii | Comments Off on Inżynieria wsteczna AVR, część druga

SP3YOR na SN7L @ JO70SS (znów)

W tym roku działania teamu contestowego SN7L po raz kolejny wsparła klubowa ekipa w składzie Daniel SP3BJD, Władek SP3CET, Wojtek SQ3OOE, Olgierd SQ3SWF. Siódmy okręg reprezentowali dumnie Maciej SP7TEE, Wojtek SP7HKK, Zbyszek SP7MTU i Janek SQ7AEC.

W środowy wieczór dotarliśmy na miejsce z Poznania. W Szklarskiej odbyliśmy tzw. “sen nocny”, po którym, z samego rana, udaliśmy się na obowiązkowe uzupełnienie zapasów w znanym sklepie z owadem w logo. Następnie szybkie pakowanie przyczepki, która z Maciejem i ekipą (w samochodzie, nie w przyczepce) pojechała na górę, a my, ludzie z “3” w znaku, udaliśmy się na szczyt Szrenicy najbardziej szlachetną metodą zdobywania górskich szczytów: na własnych nogach.

Po zaledwie dwóch godzinach wypełnionym rozkoszowaniem się górskim powietrzem i słuchaniem sporadycznych narzekań odnośnie wyboru złej metody zdobywania szczytu, znaleźliśmy się na górze. Niezwłocznie przystąpiliśmy do prac – wyniesienie (z garażu) i rozniesienie rur, rozwinięcie i przygotowanie okablowania, a także przemieszczenie zimowych zapasów drewna opałowego. Mając gotową infrastrukturę, rozpoczęliśmy stawianie masztów.

Zachodni system 2×8, tzw. “drzewo”, przez złośliwych nazywane “drewnem”

W tym roku pracowaliśmy na czterech zestawach antenowych, każdy składający się z dwóch 8-elementowych anten yagi w pionowym stacku. Wszystko odbyło się bez większych problemów, oprócz jednego zestawu, który po złożeniu wykazywał całkiem niezłe dopasowanie (<-20 dB), a po podniesieniu do pionu dramatycznie słąbe (~ -4 dB).

Przewody wychodzące ze splitera do anten zostały zastąpione rezystorami 50 Ohm, a pomiar powtórzony. Ku zdziwieniu – problem słabego dopasowania występował nadal. Jeśli sztuczne obciążenie nie wykazuje dobrego dopasowania, to coś jest nie tak, a tym czymś zazwyczaj jest to, co zostało pomiędzy analizatorem, a sztucznym obciążeniem. W naszym przypadku był to wtyk typu “N” na końcu kabla pomiędzy PA a spliterem – po odkręceniu dekielka naszym oczom ukazały się cienkie druciki pochodzące z oplotu kabla koncentrycznego. W odpowiednim położeniu, drucik zwierał gorącą żyłę do masy. Usunięcie intruza dało natychmiastową poprawę.

Intruz, który psuje dopasowanie.
Systemy wschodnie, “schronisko” i “kamienie”

W czwartek udało nam się zmontować cztery maszty, a jeden uruchomić w pełni, tzn. zainstalować i podłączyć wzmacniacz. Podłączanie reszty zostawiliśmy sobie na piątek rano. Pogoda nie dokuczała szczególnie mocno (a na Szrenicy potrafi, oj, potrafi…), wszystko szło dobrze, aż do ostatniego systemu. Z jakiegoś powodu zasilacz Flatpack 48V stwierdził, że nie będzie dawał napięcia wyjściowego, co stanowczo zasygnalizował czerwoną diodą “Alarm”. Wizualna inspekcja wnętrzności urządzenia nie dała żadnych wskazówek na temat potencjalnego uszkodzenia. Obserwacja w termowizji pokazała kilka elementów które grzały się trochę bardziej niż powinny – a może nie, ciężko powiedzieć bez drugiego, sprawnego urządzenia obok. Próby serwisu polegającego na wyczyszczeniu PCB z grubej warstwy kurzu, niestety, nie zmieniły zachowania zasilacza, pozostała więc podmiana na inny.

Korzystając z sieci kontaktów, rozpoczęliśmy poszukiwania właściciela podobnego sprzętu, który byłby chętny go użyczyć lub odsprzedać. Znalazło się wielu chętnych kolegów UKFowców, niestety wymagałoby to transportu z dość odległych w Polsce miejsc. Na nasze szczęście, okazało się że mieszkający w Szklarskiej Porębie Darek SP6SYO dysponuje stosownym zasilaczem i zgodził się go pożyczyć. Monika (żona Macieja) odebrała zasilacz od Darka i wwiozła go wyciągiem pod szczyt (w deszczu!) po czym ja, autor tych słów, w bohaterskiej wspinaczce, na własnych plecach wniosłem go… ostatnie 60 metrów do schroniska.

System południowy “taras”

Napięcie darowanego zasilacza firmy Benning było trochę zbyt wysokie. Po szybkiej nauce języka niemieckiego (Einstellungen – “ustawienia”) połączonej z googlowaniem udało się ustawić odpowiednią wartość, a urządzenie trafiło do puszki ze wzmacniaczem.

Pozostały czas upłynął na zabawie i przyjemnościach, odbyliśmy też mały spacer do Łabskiej Boudy, gdzie boleśnie przekonaliśmy się, że poranne wstawanie nie popłaca. Na miejsce dotarliśmy o 11, a restauracja startuje od 12. Zamiast świeżych knedliczków i kompotu mandarynkowego, musieliśmy zadowolić się jedzeniem z bufetu.

Zawody jak zawody, polegają głównie na robieniu łączności i na tym się skupiliśmy. Warunki były dość “płaskie”, tzn. bez niespodziewanych duktów tropo i sporadyków. Udało się zrobić Anglików (G4ZAP/p) na CW, Włosi ładnie grzmieli, przy wielu QSO – świadomie bądź nie – wspomogliśmy się samolotami. Aktywność była chyba trochę mniejsza niż w poprzednich latach, w SP zdecydowanie mniejsza niż w zawodach wrześniowych.

SQ7AEC & SP3CET

Kenwood TS-850, a raczej to co z niego zostało po tym jak przeszedł przez warsztat Maćka SP7TEE, przez całe zawody sprawował się znakomicie. Jedynym potknięciem była telegrafia, która wymaga włączonego full-BK – inaczej wychodzący sygnał brzmi fatalnie, tzn. kropki i kreski zlewają się w ciągłe sygnały. Poinformowali mnie o tym.. Anglicy, za pomocą czatu ON4KST, że słyszą, ale nic nie rozumieją. Jeden guzik i szybko udało się skompletować pełną wymianę: raportów, numerów, lokatorów.

O godzinie 16:00 w niedzielę, standardowo przystąpiliśmy do szybkiego składania. Ekipa była liczna, więc nie zajęło to zbyt wiele czasu. A przynajmniej tak mi doniesiono – bo około 17:30 rozpocząłem zejście i przed 22:00 zameldowałem się w Poznaniu. / SWF

Posted in Bez kategorii | Comments Off on SP3YOR na SN7L @ JO70SS (znów)